Kartuzy Triathlon MTB 2016

30.07.2016 – sprint (0,75-20-5km)

Niby nic, a jednak coś, czyli Triathlon MTB – Złota Góra obok Kartuz.

Nic nie pisałem o gdańskim triathlonie (17.07) bo był to dla mnie wyścig… bez emocji? Był to dobry wyścig w moim wykonaniu. Bez fajerwerków ale i bez przeszkód. Nie było też czego porównywać z latami ubiegłymi ze względu na zmianę dystansów. Do domu wróciłem zadowolony. Ani szczęśliwy, ani zmartwiony.

Kartuski triathlon zapadnie mi w pamięć na długo i jest ku temu kilka powodów, ale po kolei… Nie był to żaden ważny start. Późno wpisałem go w plan treningowy mimo, że sam – mając dobre wspomnienia z roku ubiegłego – już wiosną myślałem o zapisaniu się. Warto było.

-1. Zanim się zacznie, czyli lekcja dla trenera Michała. Uważajcie na siebie podczas niecodziennych czynności, jak na przykład montowanie bagażnika dachowego – dzień przed. Przytrzaśnięty opuszek palca ze zdartą skórą włącznie na szczęście nie zaburzył przebiegu rywalizacji.

0. Przed startem. Check-lista. Robicie taką przed wyjazdem? Ja tak… zazwyczaj… ale tym razem nie, bo start treningowo-kontrolny, bo blisko, bo przecież wszystko mam przygotowane. Teraz już zawsze będę robił. Hania, dziękuję za okulary pływackie.

1. Pływanie. Start z wody, wyjście po drabince, wszystko tak samo jak w ubiegłym roku. Najbardziej skoncentrowałem się na nawigacji między ostatnią boją a pomostem. Kto był ten wie, ale postaram się to zobrazować. Najszybciej = najkrócej. A najkrócej to znaczy tuż przy trzcinach. A do wyboru były dwie drabinki (bliższa i dalsza). Udało mi się popłynąć perfekcyjnie i urwałem z zeszłego roku siedemnaście sekund. Okazało się, że mała grupka płynąca przede mną ominęła trzciny łukiem i wyszedłem z wody trzeci, w co nie wierzyłem dopóki nie sprawdziłem wyników.

2. Rower. Na siodło wskakiwałem któryś tam, jak sobie później na trasie uświadomiłem, faktycznie trzeci, choć w innej kolejności niż po pływaniu. Do T1 wbiegłem przed Pawłem Czajkowskim. Był szybszy w strefie. A na rowerze był nie do powstrzymania. Ja miałem jasne założenia na część kolarską: ogień ale bez ryzyka. Ważniejsze starty przede mną. Tym ryzykownym miejscem był zjazd kończący każdą z trzech rund. Już na drugiej pętli utknąłem. Czekałem, aż mniej wprawieni kolarze pokonają techniczny fragment a jazdę innym torem bez żadnej amortyzacji także zakwalifikowałem jako ryzyko. Trzeci zjazd stał się po wyścigu tematem żartu. Zwróciłem Pawłowi uwagę, żeby lepiej żonę pilnował bo na mnie poleciała. (Czyli jednak tam wyprzedzałem, ale obiecuję, że powoli) Na szczęście w porę przewidziałem co się stanie i wyskoczyłem z roweru na równe nogi. Uprzejmie spytałem Magdę czy wszystko w porządku i po twierdzącej odpowiedzi pognałem dalej. Przyznali się później, że taki mieli chytry plan. A tak na serio, gdybym nawet zaoszczędził całą minutę na rowerze, to co najwyżej zestresowałbym bardziej Pawła na biegu. Trzeci czas roweru z przygodami – bardzo dobrze.

3. Bieg. W życiu lepiej nie pobiegłem podczas triathlonu. Z tempa byłbym zadowolony na płaskiej rundzie a tam płasko nie było. Schody na deser – ciężkie bardzo ale takie same dla każdego, nie namieszały w klasyfikacji. Trasa biegowa inna i zdecydowanie wolniejsza niż w roku ubiegłym. Przed schodami mieliśmy aż 8 pętli po 600m. Łącznie siedemnaście zakrętów pod kątem 180 stopni i osiem podbiegów po polu. Czułem, że tego dnia biegnę jak uskrzydlony. Tempo 3:49/km na powyższych rundach + czas schodów dały mi pierwszy czas biegu i jedyny poniżej dwudziestu minut. Pawła oczywiście nie dogoniłem. Po zejściu z roweru miałem około 1km straty. A więc drugi na mecie, ale nie to jest dla mnie najważniejsze bo nie my decydujemy kto staje obok na starcie. Tego dnia wszystko zagrało. Już na treningach biegowych w tygodniu poprzedzającym czułem, że coś się dzieje. Elementy mojej treningowej układanki wskakują na swoje miejsce. Mam teraz nadzieję, że moje dwa docelowe sierpniowe starty potwierdzą dyspozycję z ostatniego weekendu.

F3Team – dziękuję za doping, dużo Was tam było, mimo, że nie startowaliście.