5 i 10K PB X 2

11.11.2019 – Bieg Niepodległości Gdynia 10K
17.11.2019 – Bieg na piątkę Gdańsk

76705154_434386773927726_2687632719558475776_nW końcu! Wybiegałem nowy PB… dwa razy… w sześć dni. Brzmi jakbym nie mógł zrobić tego wcześniej, jakby mi niezwykle na tym zależało. Tylko odrobinę, ale nie z tych powodów cieszę się jak dziecko. Regularny i trening. Te dwa słowa nabrały szerszego znaczenia w moim słowniku. Jako trener i zawodnik zyskałem nowe doświadczenie, a ostatnie rezultaty pokazują jak wartościowa była to lekcja dla mojej pracy oraz prywatnych planów sportowych. Cyferki to tylko wisienka na torcie. Cel, do którego byłem przygotowany. A przygotowywałem się… no właśnie, o co chodzi z tym regularnym treningiem? Przecież w ogóle nie trzeba mieć pojęcia o treningu, żeby wiedzieć, iż to oczywista oczywistość. Cel… plan… realizacja. Nie, nie było tak. Więc jak było?

Spontanicznie. Zaczęło się od regularności. Z tą różnicą, że nie trenowałem siebie tylko innych – głównie grupy. Od początku września do startu było to aż pięć aktywności w tygodniu a sam przez dwa i pół miesiąca zrealizowałem tylko sześć „swoich” jednostek. Nigdy nie nazwałbym tego planem. Wszystko pomieszane, do tego 140km miesięcznie nie sprawiło, żebym uwierzył w to, co miało nastąpić. Wystartowałem. Najpierw był test Coopera i od razu zrozumiałem, że coś jest „nie tak”, że biegam „za szybko” i w przypływie fantazji zdecydowałem, że zrobię w listopadzie życiówki na 5 i 10K. Kolejne trzy przełajowe wyścigi tylko podnosiły morale, z tygodnia na tydzień czułem się co raz lepiej i… weszło…

(Z pokorą podchodzę do swoich wyników. Moja nowa „piątka” to nawet nie jest tempo maratońskie polskiej elity. Ważne, żeby każdy doskonalił samego siebie na swoim poziomie. A tu chcę pokazać skalę tego zdarzenia, bo minutę z godziny łatwiej urwać niż pół minuty z trzydziestu minut, mimo zachowanych proporcji.)

10K w 35’23’’ z 36’24’’ w 2017 roku.
5K w 16’39’’ z 17’03’’ w 2014 roku.

image00002

W obu przypadkach udało mi się wstrzelić w odpowiednie tempo od początku i utrzymać je wypluwając płuca na koniec. Piątki szybciej się nie dało. Dychę? Może dziesięć sekund (nie leżałem za metą), dwadzieścia na płaskiej trasie, ale nie pięćdziesiąt jak sugerują różne przeliczniki tempa. O szacunkach pół-maratońskich boję się nawet myśleć. Skąd takie rozbieżności? Z roboty jaką wykonałem – nie było to dla mnie zaskoczeniem. Niech to będzie lekcja nie tylko dla mnie ale dla każdego amatora biegania, który to przeczyta.

Człowiek jest z natury leniwy i trenując bieganie często zaniedbujemy wszystko to, czego GPS nie zapisze. Ja, trenując samemu, często robię za słabą rozgrzewkę przed mocnymi zadaniami. Ponadto wolałbym w domu robić więcej siły i rozciągania. Dzięki treningom grupowym zawsze miałem wykonaną solidną rozgrzewkę, a więc – między innymi – ćwiczenia do kształtowania siły i techniki. Do tego sprawność na płotkach plus zadania główne lub ich część (nie było ziewania) i podczas obu wyścigów nie czułem żadnych braków przy tempach, z jakimi się poruszałem. Nic mnie na następny dzień nie bolało. Jakby się przyjrzeć całości to wygląda raczej jak trening średniodystansowca. Można by się przyczepić, że za mało prawdziwego „mięcha” ale wszystko to, co „niewidoczne” zrobiłem w stu procentach. Trening biegacza to nie tylko ćwiczenia biegowe, a moje ostatnie wyniki pokazują jak wiele dobrego może przynieść dodatkowa aktywność, szczególnie na krótszych wyścigach. Spora rozbieżność w szacunkach między piątką a dłuższymi dystansami wynika z braku… biegania. Brakowało mi w tym wszystkim biegów ciągłych w niskich i średnich intensywnościach. Za kilka miesięcy prawdopodobnie największy półmaraton w jakim kiedykolwiek wystartuję. Przydałoby się więcej, niż trzydzieści pięć kilometrów tygodniowo 😉